fbpx

Nicnierobienie

 In Blog, Emocje

Jesteśmy w samym środku długiego majowego weekendu. To najlepszy czas, żeby przystanąć i zastanowić się, jak prowadzić życie, żeby było konstruktywne i świadome. Z pomocą przychodzi książka Denisa Grozdanovitcha – „Trudna sztuka (prawie) nicnierobienia” ze świetnym rysunkiem Jeana-Jacques’a Sempé na okładce.

Wróciłam do niej po pięciu latach. W 2012 roku, kiedy książka wyszła, otrzymałam ją w prezencie. Wtedy jednak zupełnie jej nie rozumiałam, dlatego nie skończyłam czytania. Dopiero teraz byłam gotowa na jej treść. Całość składa się z felietonów, które są od siebie praktycznie niezależne. To pozwala na czytanie książki w dowolnej kolejności i w dowolnej ilości. Każdy artykuł poprzedzony jest interesującym tytułem, na przykład „Prawie nic zamiast wstępu”, „Niech żyje francuski snobizm!”, „Czy wiewiórki mają poczucie winy?”, „Po czym rozpoznać imbecyla z Paryża”, „Popołudniowa sjesta”, „Ludzka obojętność” czy „Mieszane uczucia”. Autor daje nam opis swojego życia i doświadczeń, nie czyniąc swoich tekstów instrukcją czy poradnikiem z gatunku „co robić, jak robić, po co robić”.

Denis Grozdanovitch zainspirował mnie też do przemyśleń związanych z lenistwem, bo dla części mojego otoczenia jest ono czymś negatywnym lub złym, prowadzącym wręcz do tragedii. Faktycznie jest ono nie lada umiejętnością, bo nie chodzi o to, żeby nic nie robić, kiedy nie ma nic do roboty. Sztuka polega na doświadczaniu leniuchowania, kiedy czeka kolejka zadań. Bo jak zauważa Willam Hazelitt cytowany przez Grozdanovitcha: „Nicnierobienie wcale nie jest zabawne, kiedy nie ma się nic do zrobienia (…) Lenistwo, podobnie jak pocałunek, musi być skradzione, aby być w pełni docenione”.

Wobec tego czy można zrobić sobie drzemkę po południu, a w weekend w ogóle nie pracować ? “Na szczęście“ ja pozwalam sobie na dwadzieścia minut czy pół godziny snu codziennie koło czternastej, bo tylko w czasie odpoczynku zbieram energię, którą następnie wykorzystam w działaniu. Długi majowy weekend, który w tym roku nie rozpieszcza pogodą, może być świetnym początkiem takiego rytuału. Polecam 😉

Całą prawda na temat filozofii nicnierobienia przekazana jest na okładce – faktycznie łączy ono w sobie „chińską mądrość tao z dziecięcym zachwytem oraz sceptycyzmem wobec szaleństwa konsumpcji”. Książka jest antidotum na okrutne czasy, w których postępuje degradacja języka. Autor wstępu, Simon Leys, unaocznia ją w taki sposób: „Zauważcie na przykład, że pojęcia wakacje czas wolny – kiedyś będące synonimem czystej pustki i wolności – dzisiaj odnoszą się do szczególnie ponurej formy zajęć, a nawet stały się przedmiotem troski wyspecjalizowanego w tej dziedzinie przemysłu”.

Stracony czas może być w rzeczywistości czasem zyskanym. I to zarówno przez jednego człowieka, jak i przez cały świat. Bo czym innym jest jabłko Newtona?  To właśnie nieraz dzięki stracie czasu powstają wiekopomne wynalazki i odkrycia. Przy czym zawsze okazuje się to co najmniej kilkadziesiąt lat później. Czasu nigdy nie odzyskuje się w teraz. Nie wiadomo, czym zaprocentuje chwila obecna, w której doświadczana jest przyjemność z życia.

Niestety obecnie nikt już nie potrafi nicnierobić. Pracujemy za dużo, bo tak jesteśmy wychowani lub tak wybieramy. Nauczono nas, że liczy się tylko wysiłek i wynik. Co gorsze rezultat jest dokładnie odwrotny od oczekiwanego – przez brak odpoczynku niszczymy swoje najcenniejsze przedsięwzięcia. Grozdanovitch fantastycznie to podsumowuje: „Obsesyjny lęk, że nie jesteśmy wystarczająco wydajni, sprawiał, iż stawaliśmy się w nieunikniony sposób jałowi”. Takie słowa i wyrażenia jak: nicnierobienie, lenistwo, marnowanie strata czasu są często w naszych prywatnych słownikach wpisane po stronie negatywów. Być może czas zacząć je przepisywać tam, gdzie gromadzimy dobre rzeczy. Tymczasem najważniejsze jest zachowanie wrażliwości i otwartego umysłu. Celem powinna być wolność od żądz i namiętności oraz osiągnięcie całkowitego spokój.

Obecnie wyznaczamy (także ja) sobie różne cele, żeby żyć zgodnie z marzeniami, tymczasem Simon Leys stwierdza: „Nie pytajcie jednak autora, do czego zmierza. Przypomni wam, i słusznie, że prawdziwy podróżnik podróżuje, aby czerpać radość z wędrowania, a nie po to, żeby gdzieś dojść”.