Jeśli chcesz mnie poznać bliżej – przeczytaj koniecznie

 In Blog, Publikacje

Skąd u Ciebie, wieloletniego pracownika i współpracownika korporacji, pomysł na własne przedsięwzięcie związane z psychologią i pracą w obszarze emocji oraz pułapek psychologicznych?

Jestem psycholożką ekonomii i psychoterapeutką. Przez lata pracy w i dla korporacji moim zadaniem było poprawianie wydajności ekonomicznej firm. Tworzyłam, remontowałam, budowałam i remodelowałam biznesy oraz zespoły w działach zakupu, sprzedaży, marketingu i visual marketingu. Tworzyłam nowe kategorie sprzedażowe. Pracowałam także z tymi, którzy mieli w niedalekiej przyszłości odejść z firm, towarzyszyłam im w zmianie (pomagałam im transferować kompetencje i umiejętności) a także byłam ich oparciem w trudnym do zaakceptowania momencie zmiany.

Zmiana to …?

Zmiana to ……Wiele zależy od perspektywy zmiany i znaczenia jakie jej nadajemy –  „odnowa” czy „od nowa”? Dla mnie od nowa nie oznacza od zera. Od prawie 25 lat  zawodowo pracuję w procesie zmian i ze zmianą, w praktyce zawsze zaczynam od nowa kiedy pracuję dla i z kolejnym klientem. Potocznie zmiana to strata, rozstania, zwolnienie – cokolwiek to słowo oznacza. Zmiana przynosi i wywołuje spore emocje, lęk, paraliż, niechęć, opór.

Czyli robiłaś średnio przyjemne rzeczy?

Widzę to inaczej. Rozstania nie są przyjemne dla obu stron, bo jest w nich dużo emocji – lęku o przyszłość, żalu po stracie, smutku, a także napięcia, gniewu, poczucia krzywdy, pewnego przymusu. Z drugiej strony są fakty, na których opieramy swoje wybory i decyzje w życiu prywatnym oraz zawodowym. Z przyjemniejszych rzeczy to na przykład przez lata pracowałam w teamie, który przekształcił Domy Towarowe Centrum w międzynarodową sieć z artykułami dla dzieci Smyk, byłam mocno osobiście zaangażowana w debiut i promowanie Harrego Pottera w Polsce, feminizowałam sklepy z artykułami budowlanymi. To był czas, kiedy pracowałam dla jednej z sieci marketów budowlanych i wprowadzałam tam proces samooobsługi oraz „kobiecość”.

Co może być kobiecego w sklepie z narzędziami?

Niewielu kobietom mówi cokolwiek np. moc wiertarki. Ale kiedy jest na niej napisane/narysowane, co można nią zrobić w domu, wtedy kobieta jest w stanie takie urządzenie kupić (dla siebie lub w prezencie). Zatem miałam cel – pokazać kobietom, do czego służą dostępne w markecie budowlanym przedmioty, by czuły się podczas zakupów pewniej.  Do tego jeszcze projekty łączące sprzedaż i ekspozycję produktów, by kupujący nabywali całe projekty, a nie poszczególne produkty.

Nie obawiasz się zmiany?

Pewnie, że się obawiam. Jestem tylko człowiekiem. Ale mam to oswojone i wiem jak sobie z tym poradzić, a do tego lubię wyzwania i ekscytację. Stwierdzam, że mam zaplecze i wsparcie, lubię się uczyć, więc działam. Trochę tu kłania się moja życiowa pułapka – impulsywność i włączająca się perfekcja. A do tego  duża wrażliwość. Ale dzięki temu…..powstała moja specjalizacja – jestem ekspertem wychodzenia z pułapek (business & life).

Jesteś perfekcjonistką?

Jestem. To moja słabość, a zarazem siła.

A Twoje słabości są Twoją siłą?

To moje życiowe motto. Uczę siebie i innych, jak nie walczyć ze sobą, ze swoimi słabościami. Słabości są częścią nas, są częścią mnie. Szkoda wysiłku na spór z samym sobą. Lepiej jest skupić się na przekuwaniu tych małych słabości w siłę, np. w przyjemności. Owszem, wiem, jak trudno jest zaakceptować to, co nam przeszkadza, ale popatrz – siedzimy tu dziś, bo moją słabością są ciastka, które tu podają. I pozwalam sobie na nie od czasu do czasu. Może powinnam z nich zrezygnować, była bym zdrowsza, szczuplejsza, ale czy życie miałoby ten sam smak bez nich? Uwielbiam też Paryż. I kiedy mogę (a nawet czasem kiedy nie bardzo mogę) latam do niego. Czy powinnam sobie tej przyjemności odmówić w imię rozsądku? Może tak, tylko po co? Nie byłabym tą samą osobą bez Paryża. Są więc słabości, które nas kształtują, budują nasze człowieczeństwo. Moja wrażliwość czyli życiowa energia pozwoliła mi przejść przez wiele procesów, poznać siebie, nauczyć się być oraz jak bez uszczerbku na sobie wspierać innych. Lubię oraz czuję ludzi i nie boję się ani ich siły ani ich słabości. Akceptuję ich takimi jakimi są i pomagam zintegrować siłę i słabości, szczególnie w sytuacjach kryzysowych oraz emocjonalnie trudnych. Dodam, że ta moja życiowa energia i słabość do gadania, jest konstruktywna – dzięki gadulstwu robię to co lubię – rozmawiam, słucham, uczę i pomagam znaleźć rozwiązania na nurtujące ludzi pytania oraz wątpliwości.     

Jak przekłada się to na potrzeby Twoich klientów biznesowych?

Większość przedsiębiorców po cichu nie lubi zmian ze względu na emocje, opór, presję wewnętrzną lub zewnętrzną i faktycznie nie wie jak efektywnie pokierować procesem. Proces zmian to przede wszystkim proces pełen emocji, rozstań, pożegnań ale też budowania czegoś nowego. Zapraszają mnie do współpracy firmy, których przedstawiciele mówią – przyjdź, bo potrzebujemy popracować nad tym, co jest u nas słabe, choć tego zwykle w ten sposób nie nazywają. Nie chcą także wymieniać pracowników, chcą pomóc im coś zrozumieć, zmienić nastawienie, myślenie, postrzeganie dla poprawy jakości funkcjonowania przedsiębiorstwa. Już samo to, że management dostrzega potrzebę działania jest plusem.

Nasi przedsiębiorcy coraz odważniej sięgają po pomoc zewnętrzną?

Nie tylko przedsiębiorcy, ludzie coraz chętniej zwracają się z prośbą o pomoc, kiedy nie radzą sobie w stresujących, trudnych czyli słabych sytuacjach, zwanych potocznie problemami. Zresztą bardzo nie lubię słowa problem. Bywa także, że osiągamy sukces, na który nie jesteśmy gotowi, zmienia się tempo naszego życia, relacje z bliskimi, tracimy pracę, odchodzi ktoś, kto był dla nas ważny. Nie każdy potrafi te trudne tematy dźwigać sam, a z najbliższymi nie potrafi lub nie chce się nimi dzielić. Wtedy sięga po pomoc osób takich jak ja. Ważne w tym momencie jest to, żeby trafił na osobę kompetentną, z wiedzą na temat funkcjonowania człowieka w sytuacji kryzysowej,  przygotowaną do wspierania i pomocy np. psychoterapii. Chodzi o wiedzę, która pozwala zobaczyć człowieka przez pryzmat jego schematów i tendencji, by osłabić to co szkodzi, a nie wzmacniać np. tendencję do wywierania presji na siebie i innych.

Kiedy mówię o kompetencjach nie chodzi mi o doświadczenia własne ale i stosowne wykształcenie na studiach podyplomowych, a nie weekendowe kursy. Do tego w komplecie stała superwizja.

Czego po Twoich usługach oczekują przedstawiciele biznesu?

Zależy im przede wszystkim na zmianie, która będzie miała odzwierciedlenie w wynikach.  Pozytywną zmianą jest to, że wynik nie oznacza jedynie sukcesu finansowego. Przestajemy pracować dla celu, zaczynamy dla wartości. Bardzo mnie cieszy, że coraz częściej w komunikatach ludzi biznesu pojawia się słowo „wartość”. Na emocjach, wartościach, zbudowany jest też przekaz marketingowy i sprzedażowy. Ale trudno jest tworzyć spójną wizję firmy, jeśli przekaz emocjonalny dotyczy wyłącznie części marketingowo-sprzedażowej. Trzeba mieć świadomość, że emocje dotyczą wszystkich działów firmy, także tych technicznych, bo pracują w nich ludzie. A ludzie to uczucia, emocje właśnie. I nie można uwagi poświęcić jedynie wybranym działom/elementom firmy. Trzeba na nią w procesie zmiany, terapii, patrzeć całościowo.

Często się teraz w biznesie pojawia potrzeba budowania siebie i swojego wizerunku. Dostrzegasz to w swojej pracy?  

Tak, ale  to co mnie porusza częściej, to poszukiwanie spójności – kiedy kończy się JA PREZES a zaczyna JA KOWALSKI. Trzeba sobie uświadomić, że JA PREZES to także JA KOWALSKI.  Bycie postacią publiczną oznacza funkcjonowanie w społeczeństwie, w różnych sytuacjach, takich choćby jak ta teraz – siedzimy razem i rozmawiamy. Czy ja siadając z Tobą do stołu przestałam być Lidią Krotoszyńską kobietą, a zaczęłam być Lidią Krotoszyńską ekspertką wychodzenia z pułapek business & life udzielającą wywiadu? Nie da się oddzielić tych dwóch ról. Nie da się cały czas kreować siebie na potrzeby bycia na zewnątrz, odcinając się od swoich prawdziwych emocji, uczuć, postrzegania rzeczywistości. Oczywiście, trudno jest być autentycznym, będąc nieustannie wystawianym na oceny i opinie.  Obawa przed oceną towarzyszy, nam ludziom, nieustająco. Stąd ta nasza potrzeba kreowania siebie, pokazywania w lepszym świetle.

A nie masz wrażenia, że to też pewna tendencja wykreowana przez media czy korporacje? Każdy chce tam być lepszy od kolegi/koleżanki. Ludzie, wyciskani jak cytryna, uciekają z takich miejsc w poczuciu, że są zmęczeni, że oddają życie firmie, niewiele robiąc dla siebie…

Tylko widzisz, nie ma znaczenia, czy pracujemy w firmie zatrudniającej setki osób, czy w siedmioosobowej firmie rodzinnej. Jeśli mamy tendencję do porównywania czy zatracania się w pracy, to będziemy to robić i tyle. Jeśli zapominamy o sobie, to będzie to miało miejsce bez względu na to, co będziemy robić i dla kogo. Sama praca też jest dla nas ważna, bo pozwala nam żyć na odpowiednim poziomie, czuć się dobrze, kiedy osiągamy sukcesy, być akceptowanymi w grupie. Problem pojawia się wówczas, kiedy poza tą pracą nic nie mamy, albo kiedy przez nią coś tracimy. Ale nie ma tu znaczenia miejsce zatrudnienia. To jest kwestią indywidualnych predyspozycji. Jeśli ktoś poczuł się skrzywdzony, kiedy dostał propozycję rozstania się z korporacją i mówi – poświęciłem tyle czasu, a ona mnie wypluła, to ja mówię (w dużym skrócie) – tak rozstanie to fakt i to jest przykre, a po czasie dodaję spójrz jeszcze na to, co osiągnąłeś dzięki temu, że tam pracowałeś, co wiesz, co potrafisz, czego doświadczyłeś, jak ciebie to ukształtowało. To jest korzyść z tego, co robiłeś przez lata, kiedy pracowałeś w korporacji. Zrób sobie redefinicję oraz niezbędny rachunek zysków i strat – zapewne szala przechyli się na korzyść tego pierwszego.

Utrata pracy zawsze jest bolesna i wiąże się z trudnymi emocjami.

Nie musi. To trudny proces, to trudne emocje ale winniśmy pomyśleć o czymś takim, jak umowa na do widzenia. Co to znaczy? Umawiamy się na określony czas współpracy. Nieistotne, czy to będą 3 tygodnie, czy 3 lata, najważniejszym aspektem tej umowy jest to, jak zabezpieczyliśmy sobie prawo do zmiany decyzji. Tak jedna, jak i druga strona. Bo dzisiaj nam się ze sobą dobrze rozmawia, współpracuje, każda ze stron jest zadowolona, ale przyjdzie taki moment, kiedy coś się zmieni – podejście do pracy, potrzeby firmy względem ludzi. Dzięki takiej umowie, zawartej na początku współpracy, proces rozstania przebiegał będzie w sposób, który nie krzywdzi innych. Co to znaczy? Znaczy, że zostawiamy sobie przestrzeń na smutek wynikający z rozstania, ale jest też miejsce na myślenie o tym, co dalej. Na planowanie przyszłości z poczuciem, że nie było się kiepskim pracownikiem, tylko okoliczności uległy zmianie. Zauważ, że łatwiej się nam rozstaje, kiedy to my podejmujemy decyzję i dziękujemy komuś za współpracę. Dlaczego? Przecież warto z góry założyć, że nam też może ktoś podziękować. Powinniśmy mieć na tę okoliczność tzw. plan B. I warto o nim pomyśleć na starcie, a nie w panice i żalu na koniec. I dotyczy to nie tylko życia zawodowego, ale i prywatnego.

Ale ludzie lubią mieć poczucie pewności, stabilizacji, zakładając umowę na do widzenia mogą czuć się nieswojo, bo to z góry oznacza koniec…

Zmiana zaczyna się od rozstania, a przyzwyczajenie do stałości jest iluzoryczne i błędne. Owszem, jest w społeczeństwie ogromna potrzeba stabilizacji, ale nierealna do zaspokojenia. Jeśli ludzie nie uświadomią sobie, że stałość i stabilizacja to jest coś, co nie istnieje, nie osiągną harmonii zawodowej. Istnieje tylko „teraz”, nic poza tym. Jeśli jesteśmy przyzwyczajeni do jakiegoś stylu życia, przywiązani do niego, każda zmiana będzie pewnego rodzaju tragedią emocjonalną. Żeby łatwiej nam było akceptować zmiany i rozstania, musimy być na nie przygotowani i świadomi, że w trakcie zmian kończy się relacja ale nie kończy się nasz świat. Że nasze życie zawodowe nie umiera wraz ze zmianą pracodawcy, czy formy zatrudnienia.  Nie twierdzę, że jest to łatwe, ale warto nad tym pracować. Wracając do pytania od którego wyszłyśmy – to nie korporacja wyciska nas jak cytrynę, sami to sobie robimy, bez względu na to, gdzie pracujemy. Do czasu, do kiedy się z tym myśleniem nie uporamy, nie będziemy w stanie w żadnej firmie pracować z satysfakcją i zachowaniem harmonii między życiem osobistym a zawodowym. Będziemy funkcjonować z poczuciem, że jesteśmy zależni lub ofiarą, a to nie służy ani rozwojowi zawodowemu, ani osobistemu.

Na jakim etapie powinna się rozpocząć taka nauka uświadamiania sobie, że nic nie jest trwałe?

To będzie trochę na przekór temu, co mówi rynek. Jak wspominałam wcześniej, istnieje tylko „teraz” i zawsze trzeba zaczynać od końca.  Zanim rozpocznie się proces zmiany, musi dojść do jakiegoś rozstania. Więc kiedy zaczynamy pracę, pomyślmy, jak chcielibyśmy, żeby przebiegała, czyli także, jak chcielibyśmy, żeby wyglądało jej zakończenie.  To jest trochę przewrotne, ale mówimy o takim końcu, który niesie ze sobą coś nowego. I taki koniec zaczyna się na początku. Negocjujmy więc przy rozpoczynaniu pracy warunki na dobre „do widzenia”.

Tylko trudno myśleć o „do widzenia” kiedy ma się kredyt na mieszkanie na najbliższe 30 lat…

To fakt. Jesteśmy bardzo krytyczni, a jednocześnie brak nam umiejętnej refleksji nad tym, co będzie za 10 lat. Jakie będą konsekwencje naszych decyzji podjętych dziś za jakiś czas? Ja też jestem optymistką, też mam czasem chęć (i to robię) dopuścić do siebie „jakoś to będzie”. Ale życiowe doświadczenia podsunęły mi zasady wg których żyję. Chętnie podzielę się tym także z czytelnikami. Jeśli chcesz mieć wpływ na swoje życie: 1. poznaj swoje emocje i naucz się nimi zarządzać 2. daj sobie prawo do błędów i zmiany decyzji 3. wybieraj oraz decyduj w swoim życiu 4. korzystaj z pomocy i wsparcia osób, które są tam gdzie Ty chcesz być 5. ciesz się życiem i delektuj się nim.

Brzmi jak system na dobre życie

Bo tak jest – dodam to system na moje dobre życie. Ja naprawdę czuję, że mam dobre życie. Ono nauczyło mnie myślenia i prawa do  czasu na zastanowienie. Jeśli ktoś, kto proponuje mi współpracę mnie ponagla, nie pozwala mi na świadome podjęcie decyzji, to nie jest to człowiek z którym chcę działać. I ta konieczność refleksji powinna mieć miejsce na wszystkich płaszczyznach i towarzyszyć nam we wszystkich momentach w których podejmujemy istotne decyzje. Czas zawsze działa na naszą korzyść.

Czy kiedy mamy problem z podjęciem decyzji, także takiej dotyczącej przyjmowania na siebie kolejnych zobowiązań, warto korzystać z pomocy specjalistów?

Kiedy boli cię ząb idziesz do dentysty, tak? Korzystasz z usług specjalisty w tej dziedzinie. Zatem jeśli chciałabyś podjąć życiową decyzję dotyczącą finansów, skontaktuj się z analitykiem rynków finansowych, z kimś, kto się na tym zna. Jeśli chcesz zmienić swoje życie zawodowe, przegadaj sprawę z jakimś mentorem, coachem, psychologiem. Jeśli boli życie, jesteś w kryzysie, nie czujesz się dobrze w miejscu w którym jesteś, w układzie w którym żyjesz,  skorzystaj z pomocy psychologa psychoterapeuty. Otaczaj się dobrymi ludźmi i korzystaj z ich opinii. Ale ostatecznie ufaj sobie.

Czy Twoja usługa potrzebna jest, kiedy już doszło do negatywnych skutków niefortunnych decyzji, czy też dzięki spotkaniu z osobami takimi jak ty, tych konsekwencji można uniknąć?

Powiedzmy to sobie wprost – nie potrafię przepowiadać przyszłości, ale  mam umiejętności i wiedzę, która pozwala pewne sprawy wytłumaczyć i nadać im właściwe proporcje. Tak jak powiedziałam, jest mi bliskie myślenie życzeniowe, ale jest dla mnie oczywiste, że jeśli dzisiaj wezmę na siebie zobowiązanie, to może tak się zdarzyć, że w przyszłości nie będę mogła się z niego wywiązać. I nie mówię tu tylko o pieniądzach, ale też np. o czasie. Bo największym zasobem, największą wartością, której dzisiaj ludziom brakuje i jest poszukiwana na rynku, wcale nie jest pieniądz, tylko takim zasobem jest czas. Dodam, że największą wartością, nad którą pracuję z każdą osobą jest dobra relacja ze sobą, czyli umiejętność rozumienia siebie i umiejętność lepszego radzenia sobie w trudnych (słabych) sytuacjach.

A jak w ogóle nauczyć się przyjmować porażki?

Ja na swojej drodze miałam szczęście do dobrych ludzi. I od nich czerpałam wiedzę o życiu. Jedną z takich osób był instruktor nauki jazdy na nartach. Zabrał mnie na oślą łączkę, tam gdzie było płasko … uczył mnie podnoszenia się ale najpierw upadania. Miał takie przekonanie, że bez tej umiejętności nie ma w ogóle po co wchodzić na stok. Przecież strach przed upadkiem,  nie pozwoli mi cieszyć się urokami lekcji oraz urokami jazdy na nartach. I w życiu jest tak samo. Przyjmijmy, że potrafimy upadać, pięknie i sprawnie wstawać, przyjmijmy ciągłą naukę, patrzmy na siebie przez pryzmat mistrza i ucznia w jednej osobie i uczmy się, że nasza egzystencja wiąże się ze zmianami, cyklami czyli upadkami i wzlotami. Będziemy wiedzieli, że nie ma wyjścia, z czasem jak chcesz iść dalej trzeba się podnieść. To się wiąże z mottem “moje słabości są moją siłą”. Nauczyłam się wstawać, żeby zobaczyć, z jaką siłą, determinacją potrafię iść dalej. Wiem, jak silne potrafią być moje słabości, ale też znam słabość mojej siły noworocznych postanowień, dlatego ich nie robię. Poza jednym stałym postanowieniem – cieszę się czasem. Gra słów, która uwielbiam. Interpretację zostawiam czytelnikowi.

Nawiązując do motywu przewodniego numeru, w którym ukaże się nasza rozmowa – kobiecości w biznesie, czy kobiety chętniej i odważniej sięgają po porady terapeutów?

Zdecydowanie nie. Był taki moment, że 90 proc. moich klientów to byli mężczyźni. Być może trafiali do mnie z inicjatywy swoich kobiet, szefowych, biznesowych partnerek, ale przychodzili i szukali wsparcia, pomocy i porady. I zostawali w swoim procesie zmian, bo ja pomagam mężczyznom, potrafię ich usłyszeć i tak zwyczajnie po ludzku zrozumiem ich słabości oraz emocje. Z moich obserwacji wynika, że mężczyźni są trochę pozostawieni w tej części emocjonalnej, życiowej, miękkiej sami sobie. Mężczyznom w Polsce i na świecie w ogóle, wolno co? Wolno się gniewać i wolno im kochać. Dopuszczamy jeszcze, żeby ten mężczyzna był zazdrosny, bo to trochę podkręca naszą relację. Ale jak już widzimy słabego mężczyznę, który nie radzi sobie z czymś, jest smutny, płacze, to co? Od małego mówimy tym dzieciom „nie becz”, „nie bądź babą”, „no, przestań”. Nie dajemy mężczyznom przyzwolenia na to, żeby mieli tą biologiczną część, z której my też się składamy. Nie dajemy im prawa do smutku, lęku. Zapominamy, że mężczyźni też się boją, bo biologicznie wszyscy jesteśmy tymi samymi istotami, tylko społecznie nie dajemy im przyzwolenia na słabość. A prawo do słabości ma każdy.

Każdy? Nawet właściciel firmy z poczuciem nadodpowiedzialności?

Właściciel firmy z poczuciem odpowiedzialności i nadodpowiedzialności także. Każdy. Zarządzanie to umiejętność prowadzenia czyli kontroli i odpuszczania. I tak jak nie ma nic złego w kontroli, pod warunkiem, że ona rozwija, wspiera,  służy temu, żeby wspierać kogoś lub  proces oraz towarzyszyć, a nie popychać, tak samo nie ma nic złego w świadomym oraz mądrym odpuszczaniu. To jedna z najważniejszych umiejętności w procesie budowania zdrowych relacji. Jeśli nie nauczymy się sobie odpuszczać, to nie damy sobie prawa do błędów, do wyborów, podejmowania decyzji, prawa do ponoszenia odpowiedzialności za decyzje. Odpowiedzialność, czyli konsekwencje, nie oznaczają kary, tylko następstwa pewnych decyzji. Musimy dać sobie prawo do tego, że w pewnych aspektach jesteśmy słabsi, inni są lepsi od nas. Myślę, że w takich sytuacjach, kiedy odpuszczamy sobie i widzimy, że nie musimy wszystkiego wiedzieć, nie musimy być jacyś, przez wielkie „J”, tylko możemy być sobą, możemy być autentyczni, właśnie też słabi w pewnych momentach, buduje się nasza prawdziwa siła. Umiejętność odpuszczania to najważniejsza umiejętność, którą ćwiczę w swoim życiu, ale też ćwiczę z osobami, z którymi współpracuję. Właśnie wcale nie dążenie do sukcesu, a układanie tego sukcesu poprzez pryzmat radzenia sobie w różnych sytuacjach. Stąd ta filozofia „moje słabości są moją siłą”. To właśnie w tych słabych momentach dopiero jest czas, żeby zobaczyć, że kogoś muszę dopuścić do swojego życia i że to nie zabija, ale dopełnia. Wtedy nagle okazuje się, że jak wpuścisz kogoś do swojego życia, czy do swojego biznesu, jakiegoś eksperta, który jest dalej niż ty w tym obszarze, to osiągniesz o wiele więcej.

Wywiad ukazał się w lutowym (2017) numerze miesięcznika Home & Market